wtorek, 30 kwietnia 2013

Jak zrobić krem - krok po kroku

Może ktoś myśli, że robienie kremów jest niezmiernie skomplikowane i zarezerwowane dla niewielkiej grupy ludzi. Absolutnie nie. Nie jest to banalne jak zaparzenie herbaty, ale taki trudniejszy obiad, no może bardziej ciasto :). Kremów nie robimy w domu sami dlatego, że:
- trzeba mieć wszystkie składniki
- trzeba się wczytać, jakie składniki są do czego stosowane
- wymaga to czasu i warunków
- nie chce nam się
- wychodzi czasem drożej niż kupienie kremu (bo dla nas samych ilości są małe, a firmy kupują tony, a nie gramy, poza tym sporo składników marnujemy).

Jednakże prawda jest taka, że kupne kremy są pełne jakiegoś badziewia, który ma sprawić, że będzie go więcej, a substancje czynne są w minimalnych ilościach. Poza tym kremy te są tak przepełnione konserwantami, że można je stosować kilka lat, kiedy krem zupełnie bez konserwantu najwyżej 2 tygodnie... O czymś to nas powinno przekonywać. Często kupujemy kremy zbędne, korcą nas zapachem, ceną... Sama mam ich ogromne ilości, a mało które używam...

Dlatego teraz robię sobie kremy w domu, przy pomocy kuchennego robota.
Jednakże jestem posiadaczką składników wartych ok 300 zł. Mam różne oleje, masła, składniki aktywne, konserwant, aromaty i najważniejsze- emulgatory, substancje niezbędne do zrobienia kremu.


Na początek przepis. Proporcje w kremach są zmienne, zależą od tego, jaki krem chcemy stworzyć- tłusty, nawilżający, lekki balsam. Zawsze jednak dominuje woda. Następnym razem dodam przepis. Odważamy składniki: tłuszcze, emulgator i stabilizator na dokładnej wadze- ja mam taką dla jubilerstwa.



Następnie rozpuszczamy składniki w łaźni wodnej. Bardzo ważne jest dokładne ich rozpuszczenie (inaczej krem będzie pełen grudek), a jednocześnie ostrożność, bo niektóre składniki mogą tracić swoje właściwości w wyższych temperaturach.


W tym samym czasie trzeba zagotować wodę, najlepiej zdemineralizowaną, ale to już nasza sprawa, jeśli robimy krem dla siebie. Ja wolę wodę bez niezaplanowanej kuracji mineralnej.


Następny krok jest najtrudniejszy, ale potrzeba do tego dwóch rąk i nie mam zdjęć. Trzeba schłodzić wodę i tłuszcze (za gorąca woda i mamy śmietankę) i ciągle mieszając, najlepiej mikserem, dodawać wodę do tłuszczy. Kiedy się wszystko ładnie połączy, udoskonalamy krem. Konserwant (ja stosuję na ogół niewielką ilość, która zakonserwuje krem na kilka tygodni), mieszamy. Witaminy i mieszamy. No i na koniec zapach i mieszamy. Potem przekładamy krem do pojemniczków, a to co wydrapiemy z garnuszka nakładamy na testery, czyli nogi:)


Opis może jest nieco chaotyczny, ale przecież  nikt nie mówił, że to instrukcja obsługi:P Tak na poważnie krem zawsze mogę wam zrobić, ale nie jest to sztuka dla wtajemniczonych. Jak znajdę chętnego (mąż odmawia współpracy) nakręcę filmik, a to już będzie instrukcja...

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Przygotowanie płynu z orzechów

Krótka instrukcja obsługi orzechów indyjskich.
Kupujecie orzechy, wrzucacie do garnka jakąś ilość, którą sobie uznacie i doświadczalnie stwierdzicie, czy była trafiona, czy nie. Ja daję ok pół rondelka, jak na zdjęciu.

 Tak wyglądają one z bliska.
 Zalewacie orzechy wodą, duży strumień i ciepła temperatura powinny od razu spowodować pojawienie się piany.
 Znika ona podczas gotowania. Generalnie należy je zagotować, pozostawić na małym ogniu jakiś czas i pozostawić do ostygnięcia.
 Płyn jest pełen resztek, kawałków orzechów i wygląda jak ściek, toteż trzeba go przecedzić.

Na początku trzymałam płyn w słoiku, ale jest on tak lepki (lepkość jest zależna od ilości wody dodanej do garnka; ktoś lubi mało a konkretnie, to przygotować jak najciemniejszy wywar), że pozostawienie niewytartego słoika wiązało się z niemożliwością ponownego użycia- nikt nie potrafił odkręcić wieczka. Teraz mam superowy pojemnik po płynie do kąpieli syna, co widać na zdjęciu- z pompką!:) Doradzam zaopatrzyć się w lejek i sitko, bo zabawa z szmatką kończy się wlaniem płynu z brudami- jest on lepki i trwa to w nieskończoność. 

Teraz możecie przecierać roślinki zaatakowane przez robaczki, myć wszystko w domu, myć siebie i myć zwierzaki. Ot, takie uniwersalne cudo. Acha, przyda się dobra wentylacja. :)

środa, 3 kwietnia 2013

Mało na blogu, ale więcej w praktyce

Stało się, brakuje mi czasu na podzielenie się swoimi doświadczeniami z kosmetyką naturalną, ale na szczęście nie brakuje jej w moim życiu. Łączę teraz obowiązki żony, matki i pracownika, więc czuję się usprawiedliwiona:)

Zacznę od tego, że niestety musiałam wypróbować jakiś sposób na problemy skórne głowy. Po zmianie szamponu nastąpiła jakaś masakryczna przypadłość zaczerwienionej skóry, boląca wręcz i swędząca. Wypróbowałam mycie płynem z orzechów piorących. Tak, tym samym, którym myję np. wannę. Ale dzięki temu był pod ręką. To była prawdziwa ulga! Oczywiście muszę zabiegi powtarzać, co dwa dni myję skórę głowy i włosy orzechami i problem się zmniejsza, nic już nie swędzi i nie boli. Natomiast płyn z orzechów ma jedną okrutną wadę i drugą malutką;) Malutka jest taka, że po umyciu włosy się puszą. Jak ktoś ma puszyste, to może mieć problem. Ja swój rozwiązałam nakładając niewielką ilość jedwabiu do włosów. Druga wada, bardzo dokuczliwa, po dostaniu się do oka piecze niemiłosiernie. Trzeba bardzo uważać, bo oko bolało mnie przez kilka godzin, z czego pierwszą łzawiło i było czerwone. Ale wybaczam orzechom, bo przecież nie są do mycia oczu...

Ponadto stworzyłam delikatny krem przeciwzmarszczkowy. Poprzedni był mocny, lekko drażniący (opinie mamy i teściowej) i miał nieco niestabilną konsystencję. Myślę, że to z powodu olejku z awokado, o którym wiadomo, iż stabilizuje się po kilku dniach. No u mnie się nie stabilizuje i nie twardnieje po tych kilku dniach, ale zaczyna się separować, co wymagało niewielkiej zmiany przepisu. Może jest to wina dostawcy. Naturalne produkty mają to do siebie, że nie znajdziemy na nich daty produkcji i dokładnej daty ważności, ale jakąś przybliżoną. Może to kwestia rafinacji. Tak czy owak aktualna wersja jest lepsza od poprzedniej, ale też ilość kwasu została zmniejszona.
Skąd te kremy przeciwzmarszczkowe? Jak słusznie zauważył kolega z pracy, podczas wypełniania ankiet internetowych już nie mogę zaznaczyć 18-25... Zatrważające;)